wtorek, 20 listopada 2012

Pętla przez Kurów

Krótka wycieczka wymarzona na popołudniowy wypad za miasto (Nowy Sącz). Pierwszy, najdłuższy odcinek, podczas którego jedziemy w dół doliny Dunajca, jest typowo nizinny. Droga powrotna od mostu w Kurowie też mogłaby mieć charakter nizinny, ale nam chodzi po głowie, aby pojechać przez Kurów, rzucić okiem na Jezioro Rożnowskie i zachwycić się nietypową panoramą Tatr. Zapraszam na wycieczkę. Pogodny listopad, doskonale nadaje się na takie wypady.

Wyruszamy spod Bramy Kowalskiej  w kierunku na Chełmiec. Zaraz za mostem schodzimy na wał i zaczynamy jazdę w kierunku północnym. Od Dunajca oddziela nas szeroki pas nieużytków, a po lewej mamy zwartą zabudowę, wzdłuż ulicy Dunajcowej. Wznoszące się przed nami wzniesienia, to po lewej Paścia Góra, a po prawej  Dąbrowska Góra. Kończy się zwarta zabudowa, a prowadząca wzdłuż linii wału ulica Jagodowa prowadzi do zakładów kamieniarskich. Po  prawej stronie od bardzo szerokiego w tym miejscu wału  zaczyna się pas stawów chełmieckich. Chociaż pora dość późna, to nad ich brzegami widać dużo wędkarzy, ale również spacerowiczów. Dojeżdżamy do miejsca, gdzie wał gwałtownie skręca w lewo i zaczyna się cofać wzdłuż małego potoku o nazwie Szymanowianka, płynącego od strony Chełmca. 
Problem jak jechać dalej dzisiaj rozwiązuje w ten sposób, że zjeżdżam z wału na ledwie co wydeptaną ścieżkę i podążam  nią w kierunku ujścia potoku do Dunajca, by przy niskim stanie wody w potoku w miarę suchą nogą przedostać się na jego drugi brzeg. (Jeżeli poziom wody w potoku byłby zbyt  duży, to musielibyśmy  jechać dalej wałem w górę potoku aż do mostku, by nim przedostać się na drugi brzeg i następnie kontynuować jazdę w kierunku Rdziostowa ulicą Marcinkowicką.). Wąska ścieżka prowadzi teraz  w wąskim pasie między nurtem Dunajca a torami kolejowymi, ale już po kilkuset metrach wyjeżdżamy na betonową drogę. Nią właśnie zjechalibyśmy od strony Rdziostowa, w przypadku opisanego wcześniej alternatywnego rozwiązania. Mijamy kilka luźno rozrzuconych gospodarstw, a po chwili skręcamy w lewo i zaczynamy objeżdżać wysokie na blisko 350 m n.p.m. wzniesienie Grodzisko. 
 Widoczne jak na dłoni kamieniołomy, leżą już na drugim  brzegu Dunajca eksplorując piaskowiec na stokach Kurowskiej Góry. Szutrową drogą jedziemy teraz w kierunku widocznej już zabudowy Marcinkowic. Przejeżdżamy obok kilku zakładów przemysłowych, aż dojeżdżamy do głównej drogi w Marcinkowicach. Znajdujemy się w centrum wsi, na skrzyżowaniu, obok wzniesienia na którym usytuowany jest kościół parafialny. Skręcamy w prawo i jedziemy w kierunku Klęczan i Limanowej. Dojeżdżamy do kolejnego rozwidlenia, skąd w lewo odchodzi droga do Lasu Pasternik i dalej do Rdziostowa, a my skręcamy w prawo w kierunku przysiółka Łazy położonego po drugiej stronie potoku Smolnik. Ale zanim skręcimy może warto wjechać na teren Zespołu Szkół im. Władysława Orkana. Piękny park i położony w głębi dwór, przed wojną należał do rodziny Morawskich, a teraz część pomieszczeń dworu zajmuje muzeum szkolne  przechowujące pamiątki po Marszałku Józefie Piłsudskim, który podczas I Wojny Światowej dowodził legionami polskim walczącymi w okolicy Marcinkowic z oddziałami rosyjskimi. Ja byłem tam już wielokrotnie, więc dzisiaj, ponieważ pora dość późna, jadę boczną drogą  w kierunku przysiółka Łazy. Tędy też prowadzi żółty pieszy szlak PTTK na Białowodzką Górę. Asfaltową drogą dojeżdżamy do mostu na potoku Smolnik i dalej prosto, wśród luźno rozrzuconych domów. Przy jednym z nich żółty szlak skręca w lewo, a my podążamy dalej prosto, w kierunku widocznej już ściany lasu. Dojeżdżamy do figury Matki Boskiej, skręcamy w lewo, a po kilkudziesięciu metrach w prawo i szeroką, szutrową drogą, wysadzoną dorodnymi topolami, jedziemy skrajem stromego zbocza.  Po lewej lekko w dole towarzyszą nam rozlewiska i nieużytki, zaraz za którymi ciągnie się główny nurt Dunajca. Krótki podjazd, następnie zjazd, mijamy kilka domów i drogę przegradza nam głęboki parów, dnem którego płynie mały potok, który ma swe źródła pod szczytem Białowodzkiej Góry. 
Aby przedostać się na drugi brzeg, wykorzystujemy wydeptana przez mieszkańców ścieżkę (oczywiście prowadząc rower). Jesteśmy po drugiej stronie parowu, mijamy pojedyncze gospodarstwo i polną drogą zmierzamy w kierunku widocznego już mostu na Dunajcu. Stąd mamy ładny widok na Kurowską Górę i lekko po lewej znacznie wyższą Dąbrowską Górę. Tuż przed mostem mijamy ostatnich wędkarzy, bo trzeba wiedzieć, że jest to ich ulubione miejsce. Wyjeżdżamy na drogę krajową, ruch samochodowy ogromny, ale innej drogi nie mamy. Szybko przejeżdżamy przez most, by następnie dobrze utwardzonym poboczem pojechać w kierunku Nowego Sącza. Właściwie można by tak wracać, ale mam ciekawszą propozycję. Otóż kilkaset metrów za mostem odchodzi w lewo lokalna droga przez Kurów, którą można dojechać do drogi z Dąbrowy do Gródka nad Dunajcem. Pomysł przedni, ale musimy być świadomi, że dotychczasowa nizinna trasa za kilkaset metrów nabierze typowo górskiego charakteru. Początkowo jedziemy wzdłuż porośniętego wikliną rozlewiska stanowiącego końcowy fragment Jeziora Rożnowskiego. 
Położone po prawej stronie drogi gospodarstwa i domy należą do Kurowa. Wkrótce zaczyna się dość ostra wspinaczka, bo na odcinku około kilometra musimy pokonać ponad sto metrów różnicy wysokości. Ale dzięki temu otwierają się nam piękne widoki na Białowodzką Górę, Jezioro Rożnowskie w okolicy Tęgoborzy, a na wprost na wyciągnięcie ręki mamy porośniętą piękną buczyną Dąbrowską Górę. Znajdujemy się w najwyższym punkcie podczas dzisiejszej wycieczki, za moment zjedziemy na główną drogę, ale jeśli pogoda dopisze (ja mam to szczęście) czeka nas jeszcze wspaniała panorama Tatr. 
Ba, właściwie to widzimy zaledwie ich górny fragment, bo niższe partie zasłania nam zalesiona Paścia Góra wznosząca się nad Chełmcem. Słońce schowało się już za lasami i górami, wiec szybko, uważając na serpentynach zjeżdżam do Dąbrowy do skrzyżowania z drogą krajową. Aby uniknąć mocno stresującej jazdy wśród pędzących samochodów do Nowego Sącza jadę wykorzystując pobocze i chodnik oczywiście dając pierwszeństwo pieszym. Wycieczkę zakończyłem pod Bramą Kowalską mając na liczniku 21,9 kilometra.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz